Spis treści:
Tokaj – co zobaczyć w winiarskich regionie
Nie wiemy jakie jest Wasze wyobrażenie o regionie Tokaj ale my mieliśmy przed oczami bezkresne zielone winnice, paprykowe pola, malownicze domki pośród wzgórz. Od dawna chcieliśmy odwiedzić piękną, węgierską krainę – najlepiej w porze winobrania. Trafiła się okazja, szybka decyzja, pojechaliśmy.
Znaczy się pojechał – Jarek. I cytując klasyka – zatkało…
Zaskoczenie – jak blisko Polski
Nawet z północnej Polski, gdzie mieszkamy odległość jest do przeżycia 8-9 godzin samochodem. Mieszkańcy południa kraju są w lepszej sytuacji. Najgorszy odcinek krętymi drogami przez Karpaty. Jeśli ktoś na co dzień ma problem z ograniczeniami prędkości to na Słowacji musi być szczególnie czujny. A przy okazji, czy wiecie, że Tokaj to region, który leży na terenie dwóch państw, południowej Słowacji i północnych Węgier. Ale jakoś tak się składa, że to węgierska część jest zdecydowanie lepiej znana i lubiana. No i osobiście bardziej mi się podoba.
Słowacka część Tokaju jest płaska, węgierska leży tuż za Karpatami i to położenie daje Węgrom ogromną przewagą. Pierwsza sprawa to góry odcinające od frontów jakie przechodzą nad północną częścią Europy, dają często bałkańskie ciepło a co najważniejsze dla tego regionu – długą suchą i ciepłą jesień.
Przyjechaliśmy w nocy. Mgła taka, że nożem można kroić.
Rano podobnie ale około 10-ej mgła unosi się i pojawiają się pierwsi spacerowicze…
Chwilę później słońce ostatecznie przebija się przez mgły, błyskawiczne suszy grona i pozwala na rozpoczęcie zbiorów. Podobno jesienią to normalne. Długa, sucha i ciepła jesień to jedna z największych zalet węgierskich winnic, która ma wpływ na zbiory, smak i zapach wina.
Poranek w Tarcal w Szedmak Borhaz
Najlepsze miało jednak nadejść. To spotkanie z Sandorem Szedmak, właścicielem niewielkiej ale wyjątkowej winnicy dającej naprawdę znakomite furminty, muscaty i aszu i jego wspaniałą żoną Brigi, która zadbała o takie śniadanie, że można było tylko pomarzyć. Oczywiście była znakomita węgierska papryka.
Pyszne sery i kiełbasy, w tym nasza – polska.
A dalej pyszności takie jak domowej roboty pasztet z kaczki – mniam…
I specjalność domu Szedmak – pyszne gofry z konfiturą. Niebo w gębie.
Jeśli jesteście ciekawi a jestem pewien, że jesteście zerknijcie na ich stronę http://szedmak.hu/po/ , również w polskiej wersji językowej.
Tokaj – winnica Szedmak Borhaz
Sandor Szedmak – człowiek, którego miałem przyjemność poznać i który zrobił nam ogromną radość poświęcając cały dzień, w środku pory winobrania na zaprezentowanie wspaniałych winnic i okolic Tarcal i Mad. Ten właśnie gest zasługuje na szczególne uznanie bo winobranie to dla każdego winiarza szczególny moment w roku. Co było sporym zaskoczeniem Sandor świetnie mówi po polsku, więc nie musieliśmy przechodzić na angielski lub o zgrozo – próbować zrozumieć język węgierski.
a to jego żona Brigi Berzsenyi – z wykształcenia archeolog, zakochana w winie nie bardziej niż Sandor.
Sandor jest winiarzem z pierwszego pokolenia. W 1983 roku kupił winnicę i rozpoczął swoją przygodę winemakera. Część z upraw to winnice jeszcze według starych nasadzeń, z szerszymi alejkami pod stare, większe maszyny i ciągniki. Może nie jest to ekonomiczne podejście ale jakość tego co powstaje w tym miejscu rekompensuje wszystko.
Zaczęliśmy od obejrzenia winnic Szedmak Borhaz. Zapakowaliśmy się do terenówki Sandora, co okazało się najlepszym rozwiązaniem.
Niewielka, kilkuhektarowa winnica jest bowiem położona na zboczu jednej z gór a otoczona innymi stokami. Położenie na południowej wystawie zbocza, chroniącego krzewy przed wiatrami, przymrozkami i innymi anomaliami pogodowymi, które mogłyby mieć niekorzystny wpływ na wino.
O winach i oczywistych oczywistościach Tokaju będzie w kolejnym poście. Wrażeń i zdjęć było tyle, że aż żal byłoby cokolwiek z tego pominąć. Dlatego najpierw o wrażeniach, zdjęciach i kolorach. O winach napiszemy w kolejnym poście.
Kolory jesieni w Tokaj
Bo po pierwsze to co uderzyło to kolory. Węgierska jesień w niczym nie ustępuje polskiej…
cała paleta ciepłych barw dosłownie mieni się w oczach…
Dlatego jeśli szukacie pięknych jesiennych pejzaży to pomijając inne doznania, Tarcal w Tokaju to znakomity wybór.
Nie wiem czy wiecie, że powierzchnia wszystkich polskich winnic to około 1 tys. ha. To zaledwie połowa powierzchni wszystkich winnic znajdujących się tylko w okolicach Mad i Tarcal, jednego z subregionów przepięknego Tokaju. Ale co się dziwić – położenie i tradycja do czegoś zobowiązują. A że ogromne winnice rodzą przepyszne, pełne słodyczy winogrona to nic dziwnego, że interesują się nimi nie tylko ludzie ale i szpaki, które często sprawiają wrażenie chmar szarańczy.
Na szczęście jest na to sposób a mianowicie gazowe armaty, które jako pierwszy do Tarcal ściągnął właśnie Sandor Szedmak a za jego przykładem wykorzystują je pozostali właściciele winnic.
To proste urządzenie spręża gaz z zawieszonej poniżej butli, automatycznie uruchamiany jest zapłon a huk straszy stada, które odlatują z winnicy, w której trwa gazowa kanonada.
Szalone Walizki na szalonej wyprawie – Tarcal i Mad w jeden dzień
Najlepsze miało dopiero nadejść a mianowicie wiekowy wąwóz, którym wjechaliśmy na szczyt. Przy dobrej pogodzie można podziwiać z niego szczyty Karpat. Ulubione miejsce widokowe Sandora. Nasze chyba już też.
Obok kolejne szczyty z przepięknymi winnicami…
a na jednym z nich Węgrzy mają swoją wersję figury Chrystusa. Raczej nie konkuruje ona z tą ze Świebodzina bo ma tylko 8,5 metra wysokości ale za to w całości wykonana jest z kamienia.
Dalej pojechaliśmy zobaczyć jak zbiera się furminty na ASZU wyjątkową odmianę tokaja, która powstaje z ręcznie zbieranych gron, które zostały zaatakowane przez pleść botritis. Pleśń w wilgotne poranki atakuje grona, a słońce w ciągu dopełnia reszty i wysusza je dając niebywały efekt. Słodycz jaką trudno sobie wyobrazić.
Kto z Was normalnie wziąłby do ust spleśniałe winogrona? Do głowy by mi nie przyszło. Ale w Tokaju trzeba ich spróbować obowiązkowo. Właśnie takie są najlepsze, najsłodsze i najbardziej aromatyczne.
Aż mnie korci by napisać więcej, ale o gronach, winach i ich historii będzie w części drugiej. Tempo było zawrotne a wokół aż żółciło się w oczach od kolorów jesieni.
Po południu zaczęto wywozić zbiory a my ruszyliśmy dalej w drogę…
Najlepsze jak zwykle jest na końcu – niespodzianka u podnóża Lisiej Góry zwanej Tokaj
Pojechaliśmy do podnóża Góry Lisiej – jak wyjaśnił nam Sandor – przez wielu mylnie nazywanej Górą Tokaj. O takiej kulminacji wycieczki można pomarzyć. W ciepły październikowy dzień gdy temperatura powietrza dochodziła do 24 stopni, nagle pojawił się doskonale schłodzony, najlepszy muscat z Szedmak Borhaz- pełen słodyczy doskonale zrównoważonej kwasowością, o aromacie gruszki i melona… Tego się nie da opisać…. trzeba spróbować.
Wspólnie z Robertem Szajem, winemakerem z północy Polski, z którym wybraliśmy się do Tokaju, byliśmy absolutnie pozytywnie zaskoczeni. Na szczęście był moment by delektować się chwilą i widokiem.
Rozpoczęliśmy powrót by przygotować się do kolacji i wycieczki po znajdującej się 13 !!! metrów pod ziemią piwnicy, w której zgromadzone się skarby Szedmak Borhaz. Odprowadzał nas magiczny widok, krzaków pełnych zbotrisowanych winogron…
co chwila zatrzymywaliśmy się bo krajobraz nie pozwalał spokojnie odjechać…
Ale wieczór nadchodził, a wyobraźnia podpowiadała, że piwnica oferuje równie wiele wrażeń.
W drugiej części poznacie historię Szedmak Borhaz – domu winnego Sandora oraz dlaczego jego ASZU jest tak dobre.
A więcej szczegółów na ich polskojęzycznej stronie: Szedmak Borhaz.
Część dalszą naszej opowieści o Szedmak Borhaz znajdziesz w poście:
W Tokaju nie byłam, ale gdy widzę te zdjęcia, to chętnie spędziłabym weekend w okolicznych winnicach. Bliskość natury i totalne oderwanie się od codzienności. <3
Dzisiaj w Wawie był Dzień Win Tokajskich i Sandor był ze swoją żoną Brigi. Warto ich poznać. Gorąco polecamy odwiedziny w Tarcalu 🙂
[…] Tokaj – tak blisko, tak daleko cz.1 […]
[…] nieoczekiwana podróż do cudownego Tokaju skąd przywieźliśmy dwie obszerne relacje Tokaj cz.1 i Tokaj cz. […]