Spis treści:
Co kryje Puszcza Romincka?
„Żeby pokochać to miejsce wystarczy uświadomić sobie, że można je utracić”. Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach to trasa, której pamięć powoli odchodzi w zapomnienie. Bo o ile bywalcy Mazur Garbatych znają wybrane jej elementy to często nie zdają sobie sprawy, że razem tworzą one jedną z najbardziej malowniczych, dawnych tras kolejowych w Polsce.
A najbardziej znanym miejscem na tej trasie są Stańczyki, o których pewnie każdy słyszał a duża część odwiedziła choć raz w życiu. I pewnie dlatego mosty w Stańczykach zostały wyróżnione w 2020 roku Złotą Pinezką Google Maps dla najbardziej cenionych przez użytkowników map – atrakcji turystycznych.
Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach czyli historia trasy kolejowej Gołdap-Żytkiejmy
W średniowieczu północno-wschodnia część Wielkich Jezior nazywana była „płonącym pograniczem”. Tereny te należały do bałtyjskiego ludu Jaćwingów, uważanego czasem za plemię pruskie. Niedostępne ziemie w pełni zagospodarowali Niemcy na przełomie XIX i XX wieku.
Trasa, o której chcemy opowiedzieć powstała w latach 1907 – 1927. Połączyła wieś Botkuny leżącą tuż za Gołdapią z Żytkiejmami a dalej Gusiewiem na północy, leżącym obecnie po rosyjskiej stronie. W Gołdapii kolej wówczas już była a nową linię podłączono do już istniejącej z Oleckiem. Była to część strategicznej dla Prus Wschodnich magistrali kolejowej z Chojnic, która dochodziła aż na obecną Litwę do Kalwarii i Olity.
Linia kolejowa z Botkun do Żytkiejm biegła na skraju przepięknej, ukochanej przez Cesarza Wilhelma II – Puszczy Rominckiej, szczególnie wielki krąg robiąc za Stańczykami, przez Pobłędzie a dalej do Żytkiejm. Miała długość 35 kilometrów. Podróż z Gołdapi do Żytkiejm trwała godzinę i 6 minut. Od 1933 ruch ograniczono ponieważ wielki łowczy III Rzeszy – Hermann Goering uznał Puszczę Romincką za teren zastrzeżony dla poufnych spotkań dygnitarzy niemieckich.
Trasa wiodła niezwykle malowniczym terenem. Kolej przecinała mocno urozmaicony i pofałdowany krajobraz Mazur Garbatych z licznymi jarami, wąwozami, dolinami rzek Jarki, Błędzianki i Bludzi.
Dlatego zbudowano na niej solidne mosty i wiadukty, które chociaż kolei dawno już nie ma, nadal są niemymi świadkami historii tych ziem. Każdy z nich ma ponad sto lat i nadal zachwyca pięknem i rozmachem architektonicznym.
Przechodząca przez te tereny w 1944 roku – Armia Czerwona rozebrała i wywiozła wszystko co dało się wywieźć. Pozostały wiadukty, mosty i pamięć.
Stacyjka i mosty w Botkunach
Na trasie tej zachowało się zaledwie kilka stacyjek. Tak jak ta w Botkunach, która znajduje się na jej początku. Głównie dzięki temu, że po wojnie gdy linię kolejową zamknięto, stała się domem mieszkalnym dla miejscowych.
Przy budynku zostały jeszcze tory, na których rosną obecnie dorodne maliny oraz znalazł miejsce, zadbany ogródek warzywny. Stąd już wiedzie prosta, szutrowa droga do mostów kolejowych w Botkunach. Znajdują się one ponad dwa kilometry dalej od dawnej stacji.
Gdy pierwszy raz ujrzeliśmy ukryte w lesie 15 metrowe mosty nad rzeką Jarką, oczyma wyobraźni poczuliśmy klimat Hogwartu. I musimy to jasno powiedzieć. Mosty w Botkunach to nasze absolutne odkrycie roku 2020, hit, który polecamy każdemu niezależnie od pory roku.
Mamy nawet wrażenie, że im gorsza pogoda tym mosty wydają się ładniejsze. Szczególnie w deszczu, po deszczu i we mgle w Botkunach dzieje się magia.
Mosty są własnością PKP, które wyłączyło je z użytkowania z uwagi na brak barierek ochronnych. Jednak z trasy i mostów wciąż korzystają rowerzyści.
Podobnie jak pozostałe, mosty w Botkunach najprawdopodobniej zostały zaprojektowane przez włoskich architektów i dlatego stylem przypominają akwedukty.
Mosty i wiadukt w Kiepojciach
Wieś Kiepojcie to bodaj najbardziej atrakcyjne pod względem liczby i wielkości obiektów miejsce na trasie. Większość z bywalców zna wiadukt, który łatwo można odnaleźć i jest do niego prosty dojazd.
Natomiast wystarczy odjechać kilkaset metrów dalej od głównej trasy, skręcić w lewo za drewnianym posągiem Jezusa Frasobliwego by dotrzeć do naprawdę niezwykłych mostów w Kiepojciach, które przenosiły ruch nad doliną rzeczki Bludzi.
Most w Kiepojciach – „małe Stańczyki”
Jako żywo przypominają one te ze Stańczyk. Dwa wysokie na 15m i długie na 50 m, trzyprzęsłowe mosty. Jeden, na którym były ułożone tory został wykonany z żelazobetonu i cegły. Drugi zapasowy już tylko z żelazobetonu.
Idea podwójnej konstrukcji była prawdopodobnie wzorowana na obiektach budowanych na zachodzie Niemiec, w Austrii, Francji i Szwajcarii. W przypadku zniszczenia jednego mostu dawała szansę na szybkie ułożenie na istniejącym nasypie drugiego toru.
Nas absolutnie zachwyciły mosty i ich położenie bo praktycznie nie ma tu ludzi. Mało kto odnajduje to miejsce, chociaż Google Maps dobrze radzą sobie z poprowadzeniem trasy. Swój ogrom najlepiej prezentują gdy stoi się u podstawy, nad brzegiem rzeki Bludzi.
Da się też wejść na górę chociaż zalecamy ostrożność bo podobnie jak w Botkunach barierek brak. A i tak najlepsze sa widoki z lotu ptaka, sorry – drona :).
I dodajmy – mosty w Kiepojciach to nasze, mazurskie odkrycie roku 2020 – nr 2, które śmiało może rywalizować ze słynnymi Stańczykami.
Mosty w Stańczykach
Pod każdym względem naj… Największy w Polsce, nieczynny most kolejowy, którego długość to ponad 180 metrów a wysokość 36 metrów na poziomem terenu. Został wpisany do rejestru zabytków.
Żelbetowa konstrukcja, składająca się z pięciu przesęł o równej, 15 metrowej długości, przerzuciła ruch kolejowy nad głęboką i rozległą doliną rzeki Błędzianki.
Pierwszy z mostów, północny powstał w latach 1912-14. Drugi południowy w latach 1923-26. Podobnie jak w Kiepojciach tor położono tylko na moście północnym. Pierwszy pociąg przejechał po nim 1 października 1927 roku. Dziennie jeździły trzy składy. W późniejszym okresie, w weekendy i święta uruchomiono czwarty pociąg, który w okolice rzeki Błędzianki dowoził turystów, grzybiarzy i wędkarzy.
Kilkanaście lat temu mosty sprzedano i są one prywatną własnością. Wstęp na mosty w Stańczykach jest płatny:
- bilet zwykły – 8 PLN
- bilet ulgowy – 5 PLN
Golubie – wieś, której nie ma i wiadukt w Maciejowiętach
Jadąc trasą rowerową, cztery kilometry dalej trafiamy na wieś Maciejowięta. Z boku, w dole, ukryty w wąwozie skrywa się dawna trasa kolejowa i wiadukt, które powoli przejmuje przyroda.
A dalej jest a właściwie była, mazurska wieś Golubie, doszczętnie zniszczona jako pierwsza niemiecka wieś na drodze 3 Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej, pod koniec II wojny światowej. Część ludności udało się schronić w lasach, i wróciła ale w latach 70-ych została zmuszona do emigracji, pod naciskiem władz ZSRR, którym zależało na wymazaniu pamięci o pogromie.
Przed wojną, wieś miała duże znaczenie. Był tu dworzec kolejowy, z którego jeden tor biegł do Żytkiejm a drugi nad jezioro Hańcza do słynnej Błaskowizny. Był też posterunek celny i żandarmeria.
Obecnie pozostały pola i porastające drzewami fundamenty dawnych zabudowań.
Stacyjka i wiadukt w Pobłędziu
Jadąc dalej w stronę Żytkiejm trafiliśmy na przepiękny, dobrze zachowany budynek stacyjki w Pobłędziu. Tutaj również budynek stał się na szczęście domem mieszkalnym. I chyba prezentuje się najlepiej ze wszystkich stacyjek na Szlaku Połamanych Semaforów.
Po dawnej linii kolejowej nie ma śladu, jest za to piękna szutrowa droga, idealna dla rowerów. Obok znajduje się jezioro Pobłędzie, którego wody zaliczane są do pierwszej klasy czystości.
A jeszcze dalej wiadukt przecinający lokalną drogę do Deguć.
Stacja w Żytkiejmach
Końcowa stacja naszego Szlaku Połamanych Semaforów znajdowała się w Żytkiejmach. Zachowały się budynki stacyjne, które podobnie jak w Botkunach, Dubeninkach, Błąkałach i Pobłędziu są zamieszkane. W tym wielki budynek z podniszczonym ale wciąż widocznym napisem „Schittkehmen”. Sam budynek dworca w Żytkiejmach został zniszczony.
Dawniej w Żytkiejmach była lokomotywownia, obrotnica, wieża ciśnień. Nocowały dwa parowozy, które codziennie rano ruszały w drogę w przeciwnych kierunkach, do Botkun i Gumbina, obecnego Gusiewa w Rosji.
Pozostał nasyp kolejowy biegnący w stronę Stańczyk i wąwóz, którym linia biegła w stronę obecnej Rosji.
I tu kończy się Szlak Połamanych Semaforów. Trasa z niezwykłą historią, pięknymi widokami i najczystszym powietrzem.
Jeśli szukasz miejsca z dala od ludzi ale za to blisko natury i zwierząt to ten szlak może być właśnie idealnym dla Ciebie wyborem.
Jak zwiedzać czyli trasa rowerowa Green Velo
Dawne torowisko Szlaku Połamanych Semaforów wyznacza skraj Parku Krajobrazowego Puszczy Rominckiej. W wielu miejscach biegnie po nim lub tuż obok północny szlak trasy rowerowej Green Velo. A dokładnie jedna z jej najbardziej malowniczych tras nazywana nieprzypadkowo – Szlakiem Rominckich Jeleni.
Polecamy szczególnie tę formę zwiedzania, ponieważ na trasie jest mnóstwo tzw. MOR-ów czyli Miejsc Obsługi Rowerów, gdzie można również odpocząć i schronić się w razie niepogody.
Ważne informacje:
- 1. Gdzie spać w Gołdapi – Hotel Ventus
- Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach to malownicza wyprawa na kilka dni podczas, których warto się gdzieś zatrzymać. Jeśli planujesz jedną bazę wypadową to naszym zdaniem świetnym do tego miejscem będzie nasz ulubiony Hotel Ventus w Gołdapi. Pisaliśmy już o nim na blogu a więcej informacji znajdziesz tutaj: Dobry Hotel na Mazurach – Hotel Ventus w Gołdapi
- W Gołdapi, w tym Hotelu Ventus można skorzystać z Polskiego Bonu Turystycznego.
- Rowery wypożyczysz w mieście lub w hotelu
- Będąc przy granicy nie zapomnij wyłączyć roamingu ponieważ telefon łatwo łapie sieci komórkowe rosyjskich operatorów a opłaty za transfer danych w Rosji są horrendalnie wysokie.
Film – Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach
Jeszcze lepiej opowie o mazurskich smakach, które można poznać na Szlaku Połamanych Semaforów opowie na film. Napisz też czy podobała Ci się ta część Mazur.
Efekty dźwiękowe do tego filmu rejestrowaliśmy m.in. rejestratorem Saramonic SR-Q2, który kilka razy uratował nam tyłek. Można go znaleźć m.in. w sklepie Infoto.pl. Polecamy bo to świetna ekipa i działa szybciej niż myśl.
Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach – miejsca, które warto odwiedzić
A wszystkie miejsca, które odwiedziliśmy na naszej trasie znajdziesz na tej mapie, która poprowadzi Cię po szlaku:
Materiał powstał w ramach 3. Turystycznych Mistrzostw Blogerów organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną. Co nie zmienia faktu, że tę mazurską historię i kolejny turystyczny szlak prezentujemy z dumą niezależnie od okoliczności Mistrzostw, w trakcie których przygotowaliśmy ten post.
- Drugi tekst przygotowany w ramach Mistrzostw o kuchni Mazur, możesz przeczytać tutaj: Prawdziwe smaki Mazur – czym wyróżnia się mazurska kuchnia
- Na blogu o właśnie TUTAJ, znajdziesz więcej tekstów o Warmii i Mazurach.
- Zajrzyj też na nasze kanały na Facebooku i Instagramie, gdzie prezentujemy więcej zdjęć i informacji o poszczególnych miejscach oraz same smaczki w Stories.
Ja się przygotowywałem do przejechania rowerem tej trasy przez dwa lata 🙂 Badałem nawet jakieś stare pruskie mapy, żeby jak najdokładniej odtworzyć przebieg dawnych torów i obiekty. Nieoceniona okazała się książka Dietera Zeigerta „Verschwundene Gleise”. Dzisiaj przejechanie dokładnie po dawnych torach jest niemożliwe, bo część trasy jest na zagrodzonych pastwiskach. A czasami trzeba przebijać się przez zarośla 🙂 Miałem nawet pomysł, żeby na mosty w Kiepojciach i w Stańczykach wjechać górą, ale rowerem to było niewykonalne. Choć pieszo mogłoby się udać 🙂 Całą trasę przejechałem w 7 godzin.
Brawo, dzięki za podpowiedzi. My też próbowaliśmy wytyczyć przebieg dawnej kolei i tez okazało się, że idealnie tą trasą się nie da. Ale tuż obok owszem. Więc i tak warto. Pozdrowienia
[…] Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach […]
[…] Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach – najbardziej intrygująca trasa płn. Polski […]
[…] Szlak Połamanych Semaforów na Mazurach – najbardziej intrygująca trasa płn. Polski […]