Najbardziej gościnny kraj świata? Takie opinie pojawiają się wśród wielu turystów, którzy choć raz w życiu byli w Iranie. Wszystko za sprawą ta’arof – perskiej etykiety, która sprawia, że nic nie jest takim jakim się wydaje a dodatkowy brak znajomości języka farsi może Was tylko wpędzić w zakłopotanie.
Bo grzeczność w Iranie to rodzaj etykiety, zbioru zasad, tradycji, którą przestrzegają wszyscy. Jeśli się o tym nie wie można zachować się jak prostak i nie tyle nabawić się kłopotów co stracić wspaniałe okazje do poznania ciekawych ludzi.
Spis treści:
Ta’arof czyli irański kodeks dobrych manier
Ta’arof to wirtuozeria w posługiwaniu się słowem i formami grzecznościowymi. Zbiór zasad i norm wypracowanych przez pokolenia śmiało można nazwać irańskim kodeksem dobrych manier. Ta’arof sprawia jednak, że zwykła grzeczność staje się na tyle przesadna, że przestajemy pojmować prawdziwe intencje rozmówcy. A z powodu ta’arof chyba pierwszy raz po wyjeździe z kraju mieliśmy poważny problem z oceną różnych sytuacji, ludzi i ich intencji. I wtedy doszliśmy do wniosku, że:
„Irańczycy to ludzie z wyjątkowo złożoną osobowością a przy tym ujmująco mili, wręcz starający się by swoją osobą nie robić problemu innym”
I wszystko znowu przez ta’arof.
Ta’arof w praktyce
Od momentu wylądowania przecieraliśmy oczy ze zdumienia gdy na każdym kroku widzieliśmy ale jeszcze nie do końca rozumieliśmy co się dzieje. Gdy szliśmy na Wielki Bazar w Teheranie i zapytaliśmy o drogę to przechodzień najpierw zapytał skąd jesteśmy, jak się nazywamy, czy podoba nam się w Iranie, jak się tu czujemy a dopiero później pokazał jak iść i powiedział:
„welcome to Iran”
Nie jesteśmy w stanie spamiętać liczby sytuacji gdy byliśmy pytani o to skąd jesteśmy odpowiadając, że z Lachestanu, bo tak brzmi Polska w języku farsi. Po dwóch dniach stało to się normą, że jesteśmy pozdrawiani, każdy chce się dowiedzieć, skąd jesteśmy i jak się nazywamy oraz na koniec padały życzenia miłego pobytu w Iranie. Szczególne u Irańczyków jest pozdrawianie z gestem położenia prawej dłoni na sercu a czasem przeniesienie jej na usta i czoło. Jeśli witamy ich klasycznym pozdrowieniem „salam” widać, że jest im miło, że turysta zadał sobie trud i nauczył się czegokolwiek w farsi.
Zasady towarzyskiej gry
Jeśli nie uczestniczysz w tej swoistej grze może to być uznane za brak dobrych manier. Warto odpowiedzieć pozdrowieniem na pozdrowienie, życzyć rozmówcy miłego dnia i wyrazić podziw, że Iran i Irańczycy są wspaniali. Oczywiście turystom brak znajomości etykiety wybacza się, bo wiadomo, że o ta’arof mogą nic nie wiedzieć. Co ważne Persowie uważają, że o sobie należy mówić skromnie o innych z szacunkiem. To też powoduje, że bardziej zainteresowani są rozmówcami i ich historią a szczególnie gdy jest nim obcokrajowiec.
Wieczorem w Teheranie trafiliśmy na piekarnię. Chcieliśmy kupić świeżo wypieczony chleb. Piekarz nie miał wydać reszty ze 100 tys. riali i poprosił żebyśmy sobie wzięli chleb i oczywiście nie chciał zapłaty. Nie mieliśmy drobnych, on był miły, my również podziękowaliśmy najgrzeczniej jak się dało – i to był ta’arof.
Praktycznie nigdzie w Iranie nie spotkacie się z przyjmowaniem napiwków. Zdarzyło nam się to tylko raz w hotelu w Shiraz, który był urządzony i prowadzony w zachodnim stylu.
Szczęśliwy jak Irańczyk?
Każdy z Irańczyków, z którymi rozpoczęliśmy rozmowę wyglądał na szczęśliwego i zadowolonego. Choć faktycznie oczywiście każdy ma swoje problemy i swoje życie. Ale nawet jeśli gnębią go zmartwienia, nie chce nimi zaprzątać głowy drugiej osobie. Rozmówca przecież nie pomoże a omawianie problemu jedynie może zepsuć miłą atmosferę.
Zdarzało nam się jednak dowiedzieć czegoś więcej o problemach gnębiących Irańczyków a szczególnie śmieciowej wartości ich pieniądza i spirali inflacji. Z czego wynikało, że
Iran jest obecnie najtańszym krajem świata
W ciągu dwóch miesięcy przed naszym przyjazdem i do końca wyjazdu rial dwukrotnie stracił na wartości do dolara. My mieliśmy najtańszą dotychczas podróż – oni tracili.
Jak się w tym wszystkim połapać?
Z ta’arof spotkacie się wszędzie. Nam zdarzało się podczas zakupów lub jazdy taksówką. Cena kursu była ustalona a czasem kierowca chciał jeszcze oddać nam resztę. To ta’arof. Iran jest jednak tak tanim krajem, że czasem wręcz czuliśmy skrępowanie wiedząc jaka jest ich sytuacja finansowana. Płacąc bez targowania mogliśmy sprawić radość drugiej osobie, choć ta nie mogła nadmiernie tego eksponować.
Widzicie jakie to pogmatwane? Dlatego tak trudno było nam rozmawiając z Irańczykiem odkryć jego prawdziwe intencje. Grzecznościowa forma doprowadzona została do takiej perfekcji, że przewyższa ona treść i cel rozmowy.
Ketman
Innym irańskim zwyczajem jest ukrywanie części życia nawet przed najbliższą rodziną czyli ketman. Może on wynikać również z ta’arof ale też z szyizmu gdzie panowała zgoda na ukrywanie poglądów w obawie przed prześladowaniami. Jeśli Irańczyk w coś wierzy to możecie być pewni, że nie będzie do tego za wszelką cenę przekonywał innych. Będzie żył według własnych przekonań i wizji ale tak by nie musieć się z tego nikomu tłumaczyć.
Po powrocie z Iranu jednego jesteśmy pewni. Nigdy nie porwalibyśmy się na stwierdzenie, że udało nam się poznać choć w części Irańczyków. Z powodu ich skomplikowanej acz miłej etykiety naprawdę trudno ich rozgryźć. Czasem zamiast rozmawiać woleliśmy obserwować i oczywiście widzieliśmy na twarzach również smutek i rozterki. Ale oficjalnie w bezpośredniej rozmowie tego nie odczujecie.
Przykłady warte wspomnienia
Tych kilka historii wartych jest wspomnienia.
Taksówka i kobieta, która uratowała sytuację
Jednego dnia wysiadamy z taksówki przy Muzeum Biżuterii w Teheranie. Wręczamy milion riali, taksówkarza nie ma reszty i nie kwapi się by to załatwić. Jarek idzie na drugą stronę do banku, który jest jednak zamknięty w porze sjesty. Nagle jakaś kobieta pyta, skąd jest, jak się nazywa czyli standardowy start konwersacji. Dopiero po wstępie pada pytanie w czym pomóc. Gdy dowiaduje się, że chcemy rozmienić banknot rusza do drugiego banku. Ten też jest zamknięty. Pobliski sklep również. Wówczas pochodzi do bankomatu wyjmuje równowartość miliona w drobnych kwotach i sama wymienia nam kasę. Oczywiście na koniec wymieniamy grzeczności, podziękowania i każdy rusza w swoją stronę.
Arbuzy na pustyni solnej
Z Varzaneh pojechaliśmy na pustynię po drodze zaliczając wyschnięte jezioro solne.
Gdy wjechaliśmy na jezioro solne nasz kierowca i przewodnik, miejscowy nauczyciel fizyki zatrzymał się i otworzył bagażnik. Wyciągnął irański stół czyli sofrę – ręcznie tkaną narzutę i wyjął arbuza. Miał talerze, sztućce, wodę, herbatę, słowem wszystko na udany piknik. W sumie można zaliczyć pustynię i bez takich miłych dodatków a tak jest co wspominać. Odebraliśmy to jakoś coś wykraczającego poza zwykłą usługę czyli ta’arof. Oczywiście piknik wiązał się z miłą pogawędką o wszystkim co interesujące.
Taksówką z Varzaneh do Shiraz
Postanowiliśmy pojechać z Varzaneh do Shiraz taksówką z poznanym wcześniej kierowcą, który wiózł nas z Isfahanu. Słabo mówił po angielsku ale na tę podróż wgrał do telefonu translator persko-angielski co świadczy o tym, że zależało mu by mieć z nami lepszy kontakt. No więc postarał się. Gdzieś w połowie trasy, pośrodku kompletnej pustki zatrzymaliśmy samochód bo przestrzeń nas urzekła. Po zrobieniu zdjęć kierowca otwiera bagażnik i zaprasza na herbatę.
Ma przygotowane szklanki, co prawda różne ale jednak, termos i daktyle w słoiczku. Zabrał ze sobą nawet miseczkę do daktyli.
Daktyle przekłada ze słoika do miseczki. Do szklanek nalewa herbatę, sobie do słoika. Nas częstuje daktylami ale sam nie chce się poczęstować. Dopiero po kilku usilnych prośbach i naszych poczęstunkach bierze i widać, że cieszy się słodyczą daktyli i wymianą grzeczności wspólnie z nami. Ostatni owoc zostawiamy jemu co wyraźnie sprawia mu przyjemność. Do końca podróż, która była bardzo miła, jest jeszcze sympatyczniejsza.
Zaproszenie na kolację
Do Shirazu dojechaliśmy późno i byliśmy głodni jak wilki. Właśnie szliśmy na kolację do polecanej, miejscowej restauracji z typową perską kuchnią, w odmianie Shiraz. W jednej z uliczek natknęliśmy się na starszego, miłego mężczyznę, który widocznie wracał z piekarni bo niósł stos chleba. Poprosiliśmy o możliwość zrobienia zdjęcia a po tym zostaliśmy zaproszeni na kolację. Człowiek nie wyglądał na zamożnego więc jasne było, że to ta’arof ale chwilę wymieniliśmy się grzecznościami, podziękowaliśmy i życzyliśmy wszystkiego dobrego. Ale starszy człowiek ewidentnie nas wzruszył.
Grzeczności, pozdrowienia i zdjęcia
Ten rytuał przechodziliśmy każdego dnia, w każdym mieście. W Isfahanie zaczepiła nas gromadka młodych dziewczyn z nauczycielką. Szlifowały angielski i szukały turystów do rozmowy. Padło na nas i tak spędziliśmy pół godziny.
W trakcie była masa śmiechu a po wszystkim zdjęcia.
Trzeba wiedzieć, że moda na zdjęcia z turystami nie bierze się znikąd. Wielu Irańczyków jest aktywnych na Instagramie, więc zdjęcia z turystami to towarzyska odmiana w sieci i możliwość pochwalenia się oryginalną zdobyczą :).
Jeśli podobają się Wam nasze irańskie opowieści to przeczytajcie też tekst o Irańskim Instagramie bez cenzury i spotkaniu z Alirezą. Po napisaniu tego postu i przemyśleniu historii rozmowy z Alirezą i spotkania z nim doszliśmy do wniosku, że zaznaliśmy jednocześnie ta’arof i ketman. I jak się w tym połapać?
Świetny artykuł o kulturze tego wielowymiarowego kraju, który tak często jest u nas skrajnie źle przedstawiany!
Dzięki. Warto najpierw poznać a później oceniać. Niestety u nas często ocena oparta jest tylko na wiedzy zasłyszanej lub przeczytanej. Każdemu polecamy by wybrać się do Iranu i poznac uroczych Irańczyków