Spis treści:
Mazury Zachodnie – poznaj atrakcje wyjątkowego miejsca
Tym razem zabieramy Was do krainy mniej popularnej ale może właśnie przez to naprawdę wyjątkowej . Podobnie jak Warmia będąca autentycznym miejscem wyciszenia, ukojenia duszy i naprawdę wyjątkowych smaków. Jakoś tak się stało, że krainę tę ukochali pasjonaci dobrej kuchni, slow food i kulinarnych eksperymentów z naprawdę wysokiej półki. Ale jak może być inaczej jeśli na co dzień żyje się w otoczeniu, które wręcz do tego nastraja. Poznajcie zatem Mazury Zachodnie.
Mazury Zachodnie – historia
Stara Szkoła w Wysokiej Wsi
Gdzieś tam u podnóża największej w tej krainie – Góry Dylewskiej, w sercu Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich, w Wysokiej Wsi jest stara szkoła a w niej Stara Szkoła. To nie żart. Ewa i Jacek Tracz wpadli na pomysł by urządzić się tutaj i zorganizować … No właśnie jak to nazwać.?Agroturystyka to za mało. Siedlisko ? Może po prostu miejsce przyjazne ludziom kochającym naprawdę wyjątkową kuchnię i aktywne spędzanie czasu.
Budynek Starej Szkoły pochodzi z XIX wieku, został odrestaurowany i jak mówią dawni uczniowie tej szkoły – nigdy nie wyglądał tak dobrze.
Wysoką Wieś odwiedziliśmy w porze śniadania i to był chyba najlepszy pomysł, bo trafiliśmy na pyszności w rodzaju sałatki z mango, awokado i rukolą,
twarożku z lokalnymi pysznościami, znakomitej jajecznicy i tostów z masłem w wersji jakiej jeszcze nie próbowaliśmy.
Na miejscu można spróbować własnoręcznie produkowanego sera, który jest naprawdę wyśmienity.
Do tego własnoręcznie robione konfitury. Pychota.
Kuchnia Starej Szkoły jest wyjątkowa i niebanalna. Ceglane ściany, stary piec kaflowy, waga a na oknie robi się ocet jabłkowy.
Jacek przekonał nas żebyśmy zeszli do spiżarni i sami przekonali się jakie perły czekają na gości. Byliśmy po śniadaniu ale widok przetworów sprawił, że znowu nabraliśmy ochoty na smakołyki.
Chatneye, soki i konfitury oraz zapasy miodu aż się prosiły, żeby ich spróbować.
Jeśli dodamy, że obydwoje czyli Ewa i Jacek są pasjonatami kuchni francuskiej a ich córka ukończyła jedną z prestiżowych francuskich szkół kulinarnych to możecie sobie tylko wyobrazić jak cudowne smaki czekają na miejscu.
Chillout w Starej Szkole
Otoczenie Starej Szkoły jest takie jak przystało na starą wiejską szkołę jaką pamiętam z dzieciństwa. Sad, brzozowy lasek ale najlepszy z tego okazał się hamak. który musieliśmy wypróbować.
Jacek jest pasjonatem nart biegowych i organizatorem znanego i popularnego w tej części Polski – Biegu Sasinów. Latem odbywa się tu Dylewski Cross na dystansie nawet 22 km. Zimą o ile śnieg dopisze – klasyczny bieg narciarski. A to tylko jeden z wielu powodów by odwiedzić Starą Szkołę.
Szczerze polecamy to miejsce, bo atmosfera jest cudowna a kuchnia przepyszna. Autentycznie – urzekło nas to miejsce, więc nie zwlekaj i KLIKAJ.
Snails Garden w Krasinie czyli ślimaki na 1000 sposobów
To pewnie nie do pomyślenia ale w dawnej Rzeczypospolitej istniało więcej spisanych przepisów na dania ze ślimaka niż z wieprzowiny. Ślimaki jadano od XVII wieku i na pewno były na stołach biskupów warmińskich. Powiedzmy sobie wprost to co dla nas jest nie do uwierzenia. Polacy zajadali się ślimakami, które komuna wyrugowała z naszych stołów i zastąpiła karpiem.
Ale co by było gdyby nie pasjonaci tacy jak Mariola i Grzegorz Skalmowscy. Pan Grzegorz przeczytał w Gazecie, że wytwórnia z Włocławka szuka ludzi, którzy chcą zostać hodowcami ślimaków.
To że Warmia i Mazury są jednym z największych producentów ślimaków na świecie to również zasługa Snails Garden w Krasinie koło Pasłęka. Ich ślimaki tonami trafiają do Francji. Francuzi jadają je od święta. Hiszpanie uwielbiają z piwkiem. My spróbowaliśmy najpierw ślimaków a’lla mule.
Później były pierogi – oczywiście ze ślimakiem
Ślimaki zawijane w boczku, okazały się po prostu rewelacyjne.
Następnie ślimaki po burgundzku z masłem czosnkowym, które przyrządza się osobno po usunięciu z muszli a później ponownie nimi nadziewa muszle.
Ale wisienką na torcie był ślimakowy burger, gdzie 80% mięsa to mięso ślimaków a 20% wołowina,dodawanej tylko po to by burgery były bardziej soczyste
Pewnie nie wiecie, że ze śluzu ślimaków, który ma niezwykłe właściwości produkuje się znakomite kosmetyki zwalczające problemy dermatologiczne. To akurat konik Marioli Skalmowskiej. Ślimaki mazurskie czyli winniczki są bardzo zdrowe. Zawierają 16% białka, 70% nienasyconych kwasów tłuszczonych i ilość selenu porównywalną do ryb morskich. Jednocześnie co ciekawe są silnych afrodyzjakiem :).
My mieliśmy okazję podglądać niezwykły moment gdy ślimaki rozmnażają się i składają jaja.
Szybki jak… ślimak
Wyobraźcie sobie miejsce, gdzie jest piekło. Chyba 40 stopni Celsjusza, mega wilgotność a one to lubią. W takich warunkach ślimaki są piekielnie szybkie. Oczywiście jak to ślimaki 🙂
Kawior ślimaka jest wyjątkowym rarytasem, jego poszukiwania to jak zabawa archeologa.
a taki słoiczek zawierający około 600 kulek kosztuje w Polsce od 120 PLN w górę. Jedyny, który można serwować na słodko.
W 2016 roku przy wsparciu Snails Garden ukazała się książka – Ślimaka Kulinarna Podróż, która została uznana za najlepszą kulinarną książkę świata w kategorii mięs. W książce wielu znakomitych, polskich kucharzy dzieli się swoimi przepisami i inspiruje jak przyrządzić ślimaki.
Winniczki z Krasina można znaleźć w kuchni Amaro i Roberta Sowy a urzekły również studentów szkoły Wajdy, którzy postanowili nakręcić o nich film.
Specjalnością Snails Garden są też kosmetyki na bazie śluzu ślimaka. Są bogate w kolagen, elastynę, allantoinę, a także witaminy A, C oraz E. Wszystkie te naturalne proteiny są szybko wchłaniane przez skórę, dzięki czemu ich efekty są naprawdę zadziwiające.
A poza tym w Krasinie jest też minizoo i miniowieczki. Ale naprawdę mini 🙂
Podobnie jak na pobliskiej Warmii tutaj też wzajemne wsparcie to podstawa. Gościńce kanału Elbląskiego i Jezioraka polecają się nawzajem. Koniecznie zapytajcie w każdym z miejsc na ulotce o pieczątkę i możliwe do uzyskania bonusy.
Kanał Elbląski – Mazury Zachodnie w pigułce
Niegdyś nazywany oberlandzkim jak cała ta kraina. Jest wyjątkowy bo to obecnie jedyny tego typu kanał z czynnymi pochylniami. Jest zabytkiem techniki i pomnikiem historii.
Prace nad kanałem rozpoczęto w 1837 roku a budowę siedem lat później. Kanał ma długość 84 kilometrów. Ma pięć pochylni, z czego największe przewyższenie jest w Oleśnicy a najdłuższa pochylnia znajduje się właśnie tutaj, w Buczyńcu. Ze ślimakowej farmy w Krasinie dojedziecie tutaj w zaledwie 20 minut, bo miejsca dzieli tylko 12 km.
Żeby je pokonać statki wpływają na specjalnie kratowe wózki i w drogę koleją.
Kanał miał połączyć jezioro Drużno z Bałtykiem. Pierwotnie celem budowy były względy gospodarcze gdy wielką sławę zyskała sosna taborska z mazurskich lasów, która służyła m.in. do wyrobu masztów i było poszukiwania w przemyśle szkutniczym. Jednak na początku XX wieku, rozpoczęto również rejsy turystyczne, które z biegiem czasu okazały się dominujące na kanale.
W ostatnich latach kanał i cała infrastruktura przeszły gruntowną modernizację. W Buczyńcu powstało Muzeum kanału.
Więc jeśli jesteście ciekawi jak pływa się się „statkiem po trawie” to wybierzcie się koniecznie na całodzienny rejs z Ostródy lub chociażby godzinny rejs z Buczyńca na przykład z Żeglugą Ostródzką-Elbląską.
Karczemka w Małdytach
Cała ta kraina jest niezwykle urocza ale i kompaktowa. Odległość między Buczyńcem a Karczemką to również 12 km. Niegdyś był tu zespół folwarczny, który świetnie radził sobie w różnych okresach swojej działalności, dzięki produkcji mąki w młynie wodnym a później przetwarzaniu drewna w miejscowym tartaku.
Folwark powstał w XIX wieku i prawdopodobnie gościł w swoich progach nawet cesarza Wilhelma – wielkiego miłośnika polowań, na którego przybycie Karczemka miała zostać specjalnie przygotowana. Dobudowano chłodnię i specjalne pomieszczenie gdzie cesarz miał się posilać.
Po wojnie obiekt niszczał ale osobiste zaangażowanie nowych właścicieli sprawiło, że dawny folwark wypiękniał nie do poznania. Pokoje gościnne, które można rezerwować TUTAJ, znajdują się w pięknej willi we włoskim stylu.
XIX wieczni właściciele folwarku często bywali na światowych wystawach, co chwilę przywożąc nowinki, którymi ozdabiali to miejsce.
Pokoje utrzymane są w XIX wiecznym stylu a w środku czuć przestrzeń, ciszę i spokój. Idealne miejsce by oderwać się na chwilę od codziennego zabiegania.
Teren Karczemki jest ogromny. Znajdziecie tu dawną, oczywiście odrestaurowaną Rybaczówkę,
wędzarnię i przecudowną banię, która od razu nas zainteresowała.
Przez prawie cały sezon wiosenno-letni kwitnie lawenda, my trafiliśmy na dojrzewające jarzębiny i rajskie jabłka.
To naprawdę cudowne miejsce na wyciszenie i relaks. A wieczorem można siąść i popatrzeć z tarasu na zachód słońca nad jeziorem i okolicznymi lasami.
Kozia Farma w Złotnej
Ledwie 25 min drogi od Karczemki, na granicy Mazur Zachodnich, w Złotnej znajduje się niezwykłe gospodarstwo rolne, gdzie żyją autentycznie szczęśliwe kozy. To także malutka agroturystyka. Taka na dwa pokoje, które są ciągle oblegane.
Od czego można zacząć gdy pojawisz się w takim smacznym miejscu? Na przykład od pysznej, puszystej ricotty, która nie jest serem bo nie powstaje z mleka a serwatki. To podobno najlepiej przyswajalne białko. A poza wszystkim – ricotta z Koziej Farmy z dżemem z czarnej porzeczki jest boska. Spróbujcie sami.
Później był twarożek oberlandzki, z którym Kozia Farma wygrywa konkursy.Oczywiście nie mogliśmy nie spróbować prostych serów podpuszczkowych z mleka termizowanego. A także z mleka niepasteryzowanego i solankowych pleśniowych.
Najmłodsze sery nie mają 10 dni, starsze leżakują nawet kilka miesięcy. I właśnie w dojrzewalni dopiero mieliśmy ucztę dla oka i podniebienia.
Katarzyna i Grzegorz robią też jogurty probiotyczne. A najlepsze momenty pojawiają się gdy dzwonią zachwycone klientki z informacją, że dzięki tym pysznościom, które dobrze robią człowiekowi po raz od lat mogły zjeść wielkanocny żurek. Czy trzeba większych podziękowań :).
A najlepsze przeżycia mieliśmy na łące. Ze zdumieniem obserwowaliśmy gdy właściciele wołali stado a ono biegło jak dzieci skrzyknięte na obiad.
Katarzyna do każdej z kóz mówi po imieniu. Zresztą imiona zapamiętują też bywalcy i później dzwonią pytając:
A jak tam czuje się Pączka?
Sery z Koziej Farmy w Złotnej trafiają też do Raffles Hotelu Europejskiego w Warszawie. Więc można tam wybrać się na śniadanie by ich spróbować. A kupić także w miejscach, które odnajdziecie na stronie Koziej Farmy.
A przy okazji taka ciekawostka i zaskoczenie. Kozie sery kupowane z marketach mają zwykle specyficzny „kozi” zapach. To zapach samca czyli capa, który wędruje w stadzie. W Koziej Farmie capy są oddzielone od stada i dzięki temu sery pachną naprawdę pysznie i smakowicie.
Glendoria
Jednym z takich miejsc, gdzie można poszukać siebie jest Glendoria. Wymieniana wśród trzech najmodniejszych w Europie miejsc glampingowych. Dojazd ze Złotnej zajmie Wam tylko 35 minut.
Jeśli jeszcze nie wiecie co to glamping to na pewno dowiecie się tego w Ględach koło Łukty. To połączenie campingu w wersji glam czyli nieco bardziej luksusowej z wygodami hotelowymi.
Slow life pośród pól
Gdy Krystyna Lipska i Artur Kurmin kupowali prawie 50 hektarowe, wschodniopruskie gospodarstwo mieli zupełnie inne plany. Między innymi chcieli rozwinąć bazę nurkową nad pobliskim jeziorem Narie. Życie napisało jak widać, swój całkiem niezły scenariusz.
Wielkość Glendorii sprawia, że nikt nikomu nie zagląda w okna. Gdy dojechaliśmy na miejsce skończyła się droga. Nie było efektu WOW. Pojawił się dopiero kilka chwil później gdy zaczęliśmy spacerować po całej okolicy.
Glendoria jest bowiem tak zakomponowana, że poszczególne domki, baseny, miejsce do przygotowania ogniska czy wygodne namioty są porozrzucane na łąkach i pagórkach tak by otoczenia tworzyło naturalną barierę i dawało gościom sporo intymności.
Nazywa się to rozciąganiem przestrzeni a efekt jest taki, że jeśli chcecie przyjechać i ukryć się przed światem, to miejsce idealnie się do tego nadaje.
Inaczej niż klasycznych kurortach, gdzie wszystko jest ściśle poustawiane by było blisko – tutaj jest daleko. To gwarantuje tak często poszukiwaną intymność.
Całość dopełnia klimat starej stodoły, która obecnie jest centralnym miejscem, gdzie można posiedzieć, jeśli ktoś ma życzenie, w większym gronie
Camp SPA
To miejsce jakby nierozerwalnie połączone z Glendorią a jednak to osobny obiekt ze swoją filozofią, położony przy samej Glendorii.
Położone w lesie, do którego wchodzi się przez drzwi jak do domu. Las kryje urocze drewniane domy i punkty, gdzie wykonuje się naturalne zabiegi.
Domek, w którym wykonuje się masaże, bania w malowniczym punkcie z widokiem na zachód słońca.
Jest sauna, stylowe wanny do długich kąpieli, naturalne kino by posiedzieć i popatrzeć w słońce. Camp SPA wykorzystuje całe bogactwo żywiołów i natury. To miejsce, które może relaksować zarówno ciało jak i duszę.
Ten post powstał w ramach konkursu Turystyczne Mistrzostwa Blogerów organizowanego przez Polską Organizację Turystyczną. Naszym partnerem była niezwykle pomocna Warmińsko-Mazurska Regionalna Organizacja Turystyczna.
Jeśli chcesz wiedzieć więcej o Warmii i Mazurach przeczytaj koniecznie –
- Warmia – nie zawsze święta
- Mazury – co warto wiedzieć – 12 powodów by odwiedzić Krainę Tysiąca Jezior.
UPDATE:
A pomysły na inne spędzanie czasu na Mazurach znajdziesz w naszych kolejnych tekstach:
- Giżycko na Mazurach – 10 nieżeglarskich miejsc, które polecamy
- Weekend pod żaglami na Mazurach – trasą od Giżycka na północ
- Dzikie Mazury – 20 miejsc, które warto zobaczyć w okolicach Gołdapi
- Gdzie rosną drzewa na żaglowce? Rezerwat Sosny Taborskiej
- Olsztyn i okolice Olsztyna czyli ciekawe miejsca, które warto odwiedzić na Warmii i Mazurach
Ale te dania pysznie wyglądają, aż by się zjadło co nieco. 😉 W sumie hodowla ślimaka jadalnego w Polsce, jak mi się zdaje, nie jest tak dobrze rozwinięta. Może to dobry pomysł na biznes, jak myślicie?
[…] Mazury Zachodnie – smaczna kraina łagodności […]
[…] i popularnym akwenem. Przez jezioro Pauzeńskie można stąd przepłynąć na Drwęckie a dalej Kanałem Elbląskim chociażby do morza. To wielka zaleta dla motorowodniaków, którzy lubią wybrać się nieco dalej […]
[…] Mazury Zachodnie – smaczna kraina łagodności […]
[…] Tak naprawdę kraina ta była nazywana Oberlandem czyli Prusami Górnymi. Nazwa i granice ukształtowały się około XIII wieku. Ale nieco później w polskiej literaturze pojawiła się nazwa, która funkcjonuje do dziś i to właśnie Mazury Zachodnie. […]
[…] Mazury Zachodnie, które opisywaliśmy obszerniej na blogu kilka lat temu, kojarzone są przede wszystkim z piękną naturą i wyciszeniem. Miejsce to znane jest pewnie również większości Polaków z kanału Elbląskiego i jedynych na świecie, czynnych pochylni, które przenoszą „statki po trawie”. […]
[…] Mają one na celu promocję kuchni dawnych Prus Górnych nazywanych Oberlandem a dziś znanych jako Mazury Zachodnie. […]